Pisanie wspomnień jest zadaniem niezmiernie trudnym, wręcz karkołomnym, bo jest chęcią zamknięcia człowieka w pewnych ramach-zdaniach. Jest syntezą wielu ulotnych chwil, które zapamiętaliśmy. Dlatego z niepokojem przystępuję do przedstawienia krótkiego fragmentu życia i działalności tego Niezwykłego Człowieka.
Chlubiłem się jego przyjaźnią – kiedyś bowiem publicznie podczas wielkiego zgromadzenia nazwał mnie swoim największym przyjacielem. Spotkałem Go we wczesnych latach 80-tych ubiegłego wieku. Zawsze z wielką uwaga słuchałem homilii głoszonych przez Ojca Mirosława. Niezmiernie poruszały mnie z uwagi na wyjątkową erudycję, ale i prostotę. Najpierw tym zwrócił moją uwagę.
Pewnego razu poprosiłem Go o poprowadzenie dnia skupienia dla Sekcji Rodzin Klubu Inteligencji Katolickiej. Podjął się tego zadania. W kaplicy Nowego Domu Rekolekcyjnego w Laskach dzielił się swoimi refleksjami dotyczącymi jego ostatniej lektury – Opowieści Pielgrzyma.
Ojciec Mirosław był osobą, która bardzo fascynowała się ludźmi, zachodzącymi wokół nas zjawiskami, ale i był pasjonatem literatury…
Ja byłem wtedy wiceprzewodniczącym Sekcji Rodzin KIK, ale już myślałem o rodzącym się Przymierzu Rodzin. Jego wejście do Przymierza wiązało się z odejściem dotychczasowego moderatora – ks. Jerzy Chowańczaka – do pełnienia funkcji ojca duchowego w Seminarium Metropolitalnym. Wtedy byliśmy zmuszeni znaleźć jakiegoś innego kapłana, który zechciałby opiekować się nami. Bez wahania wybór padł na Ojca Mirosława, który właśnie przeszedł z „Przeglądu Powszechnego”, gdzie był redaktorem, na funkcję proboszcza Parafii św. Andrzeja Boboli. Jak sam powiedział, w tym czasie ,,zawirowało mi w głowie pomysłami na prowadzenie parafii’’. Na taki stan Jego ducha trafiliśmy, gdy Izabela Dzieduszycka – przewodnicząca Zespołu Odpowiedzialnych i ja – z nieśmiałością i pewnym lękiem, zwróciliśmy się z prośbą o opiekę nad nami. Wysłuchał nas bardzo uważnie, dopytując się o interesujące Go szczegóły i po chwili namysłu, zgodził się być z nami. JE Ksiądz Prymas wydał we wrześniu 1986 roku dekret mianujący Go naszym moderatorem. Od tej chwili został z nami przez 23 lata. Uczestniczył bardzo aktywnie i twórczo w procesie samookreślenia się ruchu Przymierza Rodzin. Wspomagał nas intelektualnie podczas tworzenia pierwszych dokumentów określających jego cele i zadania.
Pamiętamy te długie spotkania zespołu w Jego pokoju na pierwszym piętrze Domu Parafialnego. Nigdy nie okazał nam najmniejszego nawet zniecierpliwienia, a miał przecież całą parafię „na głowie”. Zawsze uczestniczył w naszych posiedzeniach, zostawiając jednak nam wolną rękę w podejmowaniu decyzji dotyczących spraw – roli świeckich. Czasami dzielił się swoimi doświadczeniami w tej kwestii i doradzał. Uczestniczył też zawsze w naszych uroczystościach, za wyjątkiem okresu, kiedy leżał w szpitalu ciężko chory. Brał udział w pieszych pielgrzymkach do Matki Bożej Rodzinnej do Miedniewic. Były to dla Niego, jak sam o tym mówił, wielkie chwile. Widzieliśmy, jak wielkim autorytetem cieszył się wśród księży proboszczów. My korzystaliśmy z tego, bo pomagało to nam w rozmowach z księżmi. Sami mówili nam, że „skoro Ojciec Mirosław jest waszym moderatorem, to musi to być coś wartościowego”.
We wczesnych latach 90 tych – ubiegłego wieku ruch Przymierze Rodzin został zarejestrowany jako Stowarzyszenie. Zostaliśmy również zarejestrowani, po przedstawieniu statutu, przez Konferencję Episkopatu i uzyskaliśmy możliwość działania w całej Polsce. Dzięki wsparciu Ojca Mirosława szybko rozrastało się Stowarzyszenie. Nasze osobiste relacje też się zmieniły, z ciepłych, lecz oficjalnych, na przyjacielskie, bardzo bliskie, pełne serdeczności.
Od roku 2001 zaczęliśmy organizować „obozy dla rodzin”, przez Ojca zwanymi „sześciodniówkami”. Od początku przyjął tę inicjatywę z entuzjazmem. Pamiętam, jak na pierwszym obozie w Kamienicy Królewskiej na Kaszubach prowadził konferencje, głosił niezwykłe homilie, a przede wszystkim służył posługą w sakramencie pojednania i prowadził długie rozmowy duszpasterskie.
Cieszyło Go to bardzo, mówił, że w tym Przymierzu znajduje swoje dopełnienie. Wielu uczestników dzięki tym rozmowom, tej atmosferze „powróciło z daleka”. Miał wielki szacunek dla swoich rozmówców, nigdy nie potępiał nikogo, choć nie był pobłażliwy. Pamiętam, że jedno, co Go naprawdę gniewało, to to, gdy słyszał, że ktoś nazywa bliźnich „głupimi”. Tego nie znosił naprawdę.
Zawsze oczekiwał na kolejne nasze wyjazdy. Zabierał na nie swoich przyjaciół, nie będących członkami Przymierza. Byliśmy dwa razy w Kamienicy Królewskiej, dwa razy w Zarzeczu koło Przeworska, trzy razy w Strachocinie, raz w Różanymstoku. Ostatnio już, niestety, bez Ojca, w Bronowicach w Krakowie. Tak bardzo pragnął z nami jechać, mówił mi o tym, gdy go już poważnie chorego, odwiedzałem w jego pokoju w klasztorze.
Pamiętam, jak bardzo pomógł mi w mojej chorobie, On miał wszczepiane by-pasy rok przede mną. Byłem zalękniony przed czekającą mnie operacją. Gdy leżałem w domu, on codziennie przychodził do mnie z Panem Jezusem i dodawał mi otuchy, dobrze usposabiał tak, że pozbyłem się lęku i na operacje poszedłem odważnie. Odwiedzał mnie także w szpitalu.
To są wspomnienia osobiste, ale ciągle ważne było to, że jest Przymierze Rodzin. Jest ono wielką wartością.
Jeździliśmy razem również na spotkania „formacyjne” do uczestników obozów wakacyjnych. Ogromnie cenił też spotkania w domach prywatnych i zawsze coś miłego i wartościowego zostawiał nam ze swojej Wielkości. Zawsze będzie w naszej pamięci tym, który kształtował nas. Robił to w taki sposób, że nawet tego nie zauważaliśmy.
Kiedy choroba postępowała, zwrócił się do JE Księdza Arcybiskupa o zwolnienie Go z funkcji moderatora. Ksiądz Arcybiskup przychylił się do Jego prośby i wystosował piękne podziękowania. Sprawiło to Ojcu Mirosławowi wielką radość.
Jedenastego stycznia 2010 roku, na wielkiej uroczystości z udziałem JE Arcybiskupa Kazimierza Nycza wręczyliśmy Ojcu odznakę Honorowego Członka Przymierza Rodzin.
Zawsze był nam bliski i bardzo, bardzo kochany, na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Biuletyn Sanktuarium III-IV/2011