Usłyszana przed chwilą ewangeliczna scena o obfitym połowie ryb (Łk 5,1-11) była bardzo wymownym doświadczeniem dla tych, którzy w niej uczestniczyli. Możemy jednak powiedzieć zdecydowanie więcej, że ten fragment Bożego Słowa okazuje się również wymowny na drodze stawania się uczniem Chrystusa, Jego apostołem, współpracownikiem, czyli jest wymowny także dla nas.
Na tej drodze dostrzegamy kilka ważnych elementów albo etapów tej drogi. Na początku jest etap słuchania – jak ci, którzy ‘cisnęli się do Jezusa’, a czynili tak, bo bardzo im zależało, byli bardzo zainteresowani tym, o czym mówił mistrz z Nazaretu, byli ciekawi …
W pewnym momencie Jezus wychodzi do Piotra z zaskakującą propozycją: „Wypłyń na głębię …”. Jak zareagować na takie zaproszenie? Od podjętej w tej sytuacji decyzji dużo będzie zależeć.
Doświadczony i silny rybak o imieniu Piotr, mógł odpowiedzieć Jezusowi, że … chociaż może bardzo ciekawie naucza i jest prorokiem, to na łowieniu ryb Piotr zna się nieporównywalnie lepiej. Na szczęście Piotr podjął ryzyko i posłuchał się Mistrza, uczynił to do czego Jezus go zaprosił.
Z szerszego spojrzenia na tę scenę, możemy powiedzieć nawet więcej:
– jak to dobrze, że tamtej nocy oni ‘nic nie złowili’, że doświadczyli tej trudnej porażki!
– I dalej – jak to dobrze, że ten doświadczony rybak Piotr – potrafił przed Jezusem stanąć w prawdzie i nie udawał, że wszystko jest dobrze.
I wreszcie – jak to dobrze, że Piotr zaufał Jezusowi i Jego słowu, i wypłynął i zarzucił sieci.
Ta ewangeliczna scena o słuchaniu, o doświadczeniu porażki i o zaproszeniu do wypłynięcia na głębię – na różne sposoby może być obecna i aktualna na naszych drogach z Jezusem i za Nim.
Dzisiaj na tej Eucharystii pamiętamy szczególnie o 5-ej rocznicy śmierci śp. ojca Mirosława Paciuszkiewicza, kapłana, jezuity, świadka Boga żywego.
Dziękujemy Panu Bogu za piękne życie o. Mirosława, za tyle przejawów obfitego połowu w jego życiu i jego posłudze bliźnim.
Długi fragment życia o. Mirka miał miejsce tutaj w Warszawie, przez prawie 30 lat, bo od 1981 r. mieszkał we wspólnocie tego kolegium i pracował w prowadzonych tutaj dziełach, najpierw w “Przeglądzie Powszechnym”, na wydziale Collegium Bobolanum i potem w tej wspólnocie parafialnej i Sanktuarium św. Andrzeja Boboli.
Kiedy przywołujemy życie o. Mirosława, to światło dzisiejszej sceny ewangelicznej nasuwa nam wiele ciekawych refleksji.
Od wczesnej młodości – przez kolejne lata swojego życia – był on człowiekiem, który głęboko słuchał Pana Boga i Jego Słowa, szukał okazji sprzyjających takiemu słuchaniu, szukał chwil samotności i ciszy. A jednocześnie był człowiekiem, który potrafił wyjątkowo uważnie słuchać innych, słuchać spotkanego bliźniego, lubił często używać tego słowa, bo bliźni byli dla niego ważni. Słuchanie Boga i słuchanie człowieka uzdalniało go do odczytywania znaków czasu.
Jego dostrzeganie wyjątkowej roli rodziny i wieloletnia współpraca z „Przymierzem Rodzin”, a także poznawanie sytuacji swoich parafian – poprowadziły go do kolejnej życiowej pasji, do szczególnego zaangażowania od 1987 r. w duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Sytuacja tych osób stała się dla o. Mirosława ważnym wyzwaniem duchowym i duszpasterskim. Od tego czasu szukał sposobów, aby takim osobom towarzyszyć, aby przekonywać ich, że mimo skomplikowanych życiowych dróg „Jesteście w kościele’.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy zbliżającego się synodu biskupów i pytań jakie kościół coraz wyraźniej sobie stawia, możemy powiedzieć, że o. Mirosław Paciuszkiewicz jako duszpasterz miał w sobie wyraźny rys prorocki, już wcześniej – podobnie jak kilku innych – dostrzegał to szczególnie ważne wyzwanie.
Nawiązując do dzisiejszej sceny z ewangelii możemy powiedzieć, że o. Mirosław nie zatrzymał się na drodze ludzkiego i duchowego rozwoju, ale w kolejnych jego etapach przyjmował zaproszenie do ‘wypływania na głębię’, czego szczególnym znakiem stała się jego jakże wymowna ostania książka pt: „Oswajanie śmierci”.
Dziękujemy Bogu za tego świadka, współbrata i dobrego, głębokiego człowieka.
Pamiętając o jego pięknym życiu, chcemy zaczerpnąć coś dla siebie, aby dalej słuchać i podejmować Jezusowe zaproszenie do wypływania na głębię. Oczywiście każdy z nas ma to czynić na swojej, osobistej drodze powołania, abyśmy po chwilach porażki mogli doświadczać obfitego połowu. Dzieję się on dokładnie wtedy, kiedy otwieramy się na konkretną współpracę z Bogiem, kiedy Go słuchamy, kiedy przyjmujemy wyzwanie do wypływania na głębię i wytrwale pracujemy podczas połowu, zapraszając też innych do współpracy w tym dziele.