Krótkie wspomnienie o Ojcu Mirosławie Paciuszkiewiczu – Maria Tobera

Wspomnienie to piszę w listopadzie 2015 r., a dotyczy ono ostatnich spotkań z o. Mirosławem, które miały  miejsce w 2010 r.

Kończy się Rok Życia Konsekrowanego, dlatego warto wspomnieć Osobę, której tak wiele zawdzięczamy.

Przywołuję pamięć z ostatniej soboty stycznia 2010 r. Upłynęło zaledwie kilka dni od strasznej tragedii na Haiti. Wielkie trzęsienie ziemi, ogrom cierpienia. Cały świat spieszy na ratunek, śpieszą Polacy.

Podchodzę do konfesjonału, w którym dyżur pełni o.Mirosław. Na dyżur Ojca przychodzę już od 27 lat. Wyjątkowo w ten zimowy wieczór nie ma penitentów, nie ma kolejki.

O.Mirosław siedzi prosto, patrzy przed siebie, jest głęboko zamyślony, zauważa jednak nieśmiało zbliżająca się znajoma Mu osobę, uśmji9echa się i skinieniem głowy zaprasza do konfesjonału. Ani jednym słowem nie dotyka, tragedii na Haiti, jednak o.Mirosław silnie ja wyartykułował. Mogę potwierdzić, że na wzór Apostołów, których świadectwa znamy z Ewangelii, posiadła ten niezwykły dar współodczuwania, współcierpienia.

W sposób niezwykle subtelny, delikatny, osobliwy przeżywał ludzkie tragedie, nieszczęścia, zarówno te powszechne, jak też osobiste, czy rodzinne.

Relacjom międzyludzkim poświęcał wiele uwagi, gorąco pragnął, aby były one ludzkie i cierpiał, jeżeli było inaczej.

Był człowiekiem głębokiej modlitwy, czynu i cierpienia, płakał.

W tamtym pamiętnym 2010 roku nie było to jedyne tragi wydarzenia.

Wkrótce nasza Ojczyznę dotknęła wielka tragedia narodowa.

Od 10 kwietnia trwa narodowa żałoba, głębokie zamyślenie nad kruchością ludzkiego życia i przemijalnością naszego świata.

W miesiącu maju umawiam się telefonicznie z o Mirosławem. Spowiedź po raz pierwszy w moim życiu odbywam w salce, klęcząc, podczas której ciężar narodowej tragedii jest wszechobecny. Pojawiają się priorytety modlitewne i próby zadośćuczynienia. Otrzymuję rozgrzeszenie i błogosławieństwo. Potem następuje czas serdecznej rozmowy, wymiany doświadczeń, aktualności rodzinnych, zainteresowań i zaangażowań.

O.Mirosław z radością dzielił się swoją świeżo powstało twórczością, drobnymi, głęboko przemyślanymi utworami poetyckimi, które odczytał.

Wspominał nieżyjących swoich rodziców: Franciszka i Jadwigę, i wzmagająca się tęsknotę za nimi, bo bardzo ich kochał i szanował. Matkę Jadwigę otaczał szczególna synowska opieką, chociaż był w zakonie.

Zastanawiał się nad rolą Szymona Cyrenejczyka, człowieka, który miał rodzinę, a pomagał nieść krzyż naszemu Zbawicielowi.

W centrum uwagi Ojca była zawsze rodzina. Jej poświęcał dużo czasu i dużo miłości. Cenił i szanował każdego człowieka. Z wielką godnością i konsekwencją traktował fakt, że jest dopuszczony do tajemnicy Boga w życiu drugiego człowieka.

W 2010 r. była jeszcze jedna okazja do spotkania się z o Mirosławem w tzw. Międzyczasie. Był to dzień Jego imienin, przypadający 26 lutego.

Dla mnie i dla mojego męża, już nieżyjącego (śp. 2014) zapewne i dla wielu innych osób, które znały Ojca, było ogromnym zaszczytem spotkać się w tym dniu, ponieważ Ojciec Mirosław towarzyszył naszemu życiu rodzinnemu przez całe 27 lat, zdążył nas dobrze poznać, znał wszystkie nasze słabości i modlił się za nas jak zapewniał, a czynił to w sposób dyskretny i wiadomy tylko Panu Bogu.

Wiem, że takich rodzin i osób o.Mirosław pomieścił w swoim gorącym kapłańskim sercu ogromnie dużo, miałam okazję niektóre z nich poznać, a o niektórych słyszeć. W swojej książce „Oswajanie śmierci” wydanej w 2010 r. na stronie 162 o.Mirosław zapisał: „Ojcze, zachowaj tych, których mi dałeś”, a teraz już z Domu światłości, w którym przebywa, ufam, że pomaga nam wszystkim. Warto więc pamiętać i prosić o pomoc.

W Warszawie, listopad 2015 r.