23 NIEDZIELA  ZWYKLA

Mdr 9,13-18b * Flm 9b-10,12-17 * Łk 14,25-23

Podejmując próbę wniknięcia w słowo Boże XXIII niedzieli zwykłej, zacznijmy od zdania z Księgi Mądrości: „Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką” (Mdr 9,16a). Spróbujmy wniknąć w istotę zwykłego kamienia, który możemy znaleźć na polu. Czym jest ten kamień? Jak go określić? Stajemy bezradni wobec jego tajemnicy. Żeby bowiem dogłębnie pojąć zwykły kamień, trzeba by poznać wszystkie jego powiązania z całą pozostałą rzeczywistością. A tak tylko Pan Bóg poznaje. A cóż dopiero możemy powiedzieć o tajemnicy księżyca, słońca, naszego układu słonecznego, galaktyk, wciąż odkrywanych światów i wreszcie wszechświata? Jakże mizerna jest nasza wiedza!

„A któż wyśledzi to, co jest na niebie?” (Mdr 9,16b). Któż może pojąć Boga, naszego Ojca, który jest w niebie? Także tylko Bóg do końca, bez reszty zna siebie.

Skoro jednak choć trochę poznajemy Boga, mamy szansę w jakiejś mierze pojąć to, co Jezus powiedział do tłumów: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26).

Chyba każdy myślący, nie uprzedzony człowiek, rozumie, że Chrystus nie wzywa do nienawiści ludzi. Przecież cały kontekst Biblii wskazuje na to, że najważniejszym przykazaniem w chrześcijaństwie jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Ono syntetyzuje dekalog.

Domyślamy się, że grecki odpowiednik naszego słowa nienawiść ma jakiś odcień znaczenia, którego my ciągle nie znamy. A poza tym sam Chrystus wyjaśnia, o co chodzi w jego radykalnym powiedzeniu o nienawiści: „Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,33).

W komentarzu Biblii Tysiąclecia czytamy, że nie chodzi o uczucie nienawiści, lecz o wewnętrzne oderwanie się, o postawienie miłości Boga i Chrystusa ponad wszystko, nawet ponad najbliższych.

Dlaczego tak? Po prostu dlatego, że naszych hołdów, naszego kochania lepiej i wyżej nie potrafimy zaadresować. On jest Największą Wartością. Ale On chce wszystko dzielić ze swoimi stworzeniami i dziećmi. On, nasz Ojciec w niebie, utożsamia się z najmniejszym z ludzi. ,,Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Zachęca, wprost zobowiązuje, żeby Jego ukochać w ludziach, a ludzi w Nim. Wtedy będzie najlepsze, najprawdziwsze, najbezpieczniejsze kochanie.

Dobrze o tym wiedzą mistycy.

Dobrze wiedział również św. Paweł i dawał temu wyraz w swoich listach, między innymi w Liście do Filemona, którego fragment słyszeliśmy dzisiaj jako drugie czytanie. Na podstawie tego krótkiego listu dowiadujemy się o niewolniku imieniem Onezym, który uciekł od swego pana, Filemona, już chrześcijanina. Ucieczkę uważano za wielkie przestępstwo i napiętnowano człowieka. Wypalano na jego czole literę „F”, żeby ludzie wiedzieli, iż jest on fugitivus, a więc zbiegiem.

Św. Paweł ochrzcił Onezyma w więzieniu, „zrodził go w kajdanach”. Przez to stał się jego ojcem i pokochał go jak brata. Odesłał wszakże Onezyma do pana żądając, żeby Filemon przyjął go nie jak niewolnika, ale właśnie „jako brata umiłowanego”.

Pytają nieraz ludzie, dlaczego chrześcijaństwo od razu w zaraniu swojego istnienia nie zniosło niewolnictwa? W różnych komentarzach czytamy zwykle takie wyjaśnienie powołujące się na list do Filemona: Św. Paweł nie domaga się wyzwolenia Onezyma, nie reformuje współczesnych mu struktur społecznych. Widocznie nie jest przekonany, że same systemy automatycznie ulepszą i uszczęśliwią ludzi. Przede wszystkim sami ludzie muszą się zmienić. Gdyby przynajmniej wierzący w Chrystusa kochali się jak bracia, zmieniłyby się stosunki społeczne i ukształtowałby się sprawiedliwy ustrój. Gdyby… Ale jakże daleko do realizacji takiej wizji!

Nie należy jednak poddawać się w przedbiegach, rezygnować z wysiłku. W Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli, przy relikwiach Męczennika, często modlimy się za Ojczyznę tymi słowami:

,,Pomagaj nam wytrwać podczas wszystkich doświadczeń osobistych i społecznych.

Wyjednaj nam łaskę Bożego pokoju i jedności, byśmy z  rozwagą i ewangeliczną roztropnością umieli dostrzegać i oceniać sprawy własne i naszego narodu w świetle Ewangelii Chrystusa.

Uproś odwagę działania, byśmy nie trwali w bezradności   wobec zła, które nie ustaje”.

I właśnie tak trzeba: i modlić się, i oceniać, i działać. Dla wspólnego dobra. Motywacji powinna nam dostarczać świadomość, że nasze ludzkie powołanie ma charakter wspólnotowy. Jest zakotwiczone nie tylko w takiej czy innej społeczności ludzi, ale także w społeczności osób Przenajświętszej Trójcy. W ,,Katechizmie Kościoła Katolickiego” czytamy:

„Wszyscy ludzie są wezwani do tego samego celu, którym jest sam Bóg. Istnieje pewne podobieństwo między jednością Osób Boskich a braterstwem, jakie ludzie powinni zaprowadzić między sobą, w prawdzie i miłości. Miłość bliźniego jest nieodłączna od miłości Boga.

Osoba ludzka potrzebuje życia społecznego. Nie jest ono dla niej czymś dodanym, lecz jest wymaganiem jej natury. Przez wymianę z innymi, wzajemną służbę i dialog z braćmi, człowiek rozwija swoje możliwości; w ten sposób odpowiada na swoje powołanie” (KKK 1878-1879).

Czeka nas niemały trud w roku szkolnym, który się rozpoczyna. Nauczyciele i uczniowie, duszpasterze i wierni świeccy mamy się uczyć mądrego myślenia i działania. Wszyscy obywatele naszego kraju mają dokonać jak najlepszych wyborów w październiku, a potem wytrwale wprowadzać reformę administracyjną i wszystkie inne potrzebne zmiany, żeby nam się zgodnie, dostatnio i bezpiecznie żyło i współżyło.

Wyliczone tutaj sprawy i troski wnosimy w dzisiejszą Mszę świętą, podczas której ma się dokonać ich przemiana. Ale przede wszystkim niech Pan przemienia nasze umysły, serca i wolę. Nas samych i nas całych.

 

6 września 1998                                      o. Mirosław Paciuszkiewicz SJ